Kliknij aby oglądnąć

O Rabacji, Krwawym Staroście i Jakubie Szeli

Opublikowano: niedziela, 25, luty 2024 Kazimierz Dudzik

rpodpisyMija właśnie, niestety kolejny raz po cichu, 178 rocznica krwawych wydarzeń, których inspiratorem w 1846 r. nazwanych rabacją galicyjską był Joseph Breinl von Wallerstern pochodzący z Pragi, który do Tarnowa przybył w 1835 roku jako starosta i wkrótce wsławił się działaniem przydającym mu przydomek „krwawy starosta”. Wyjeżdżając po zakończeniu swojej krwawej misji miał otrzymać tytuł honorowego obywatela Tarnowa. Tarnowski historyk Mieczysław Czosnyka, prowadzący badania w Bibliotece Jagiellońskiej natrafił na ślad tego ostatniego tytułu w „Szematyzmie galicyjskim na rok 1852”. Z kolei inny znany tarnowski dziejopis Stanisław Siekierski w jednym ze swoich postów na FB 19 lutego 2022 r. napisał m.in.:


„Bogusław Andrzej Baczyński i Antoni Sypek przez cztery lata prowadzili swoistą krucjatę o odebranie byłemu staroście tytułu. Rada Miejska uznała jednak, że adnotacja zachowana w spisie urzędników galicyjskich to zbyt mało, by uznać to za wiarygodny dokument i odmówiła uwzględnienia wniosku o pozbawienie Breinla tego tytułu. I ta skandaliczna, kompromitująca obecnych włodarzy naszego miasta sytuacja trwa nadal! Odejdźcie wreszcie i wstydu oszczędźcie…

Wielka szkoda, że “nasze” lokalne władze – konstatują lokalni strażnicy pamięci, znani społecznicy Piotr Dziża i Ryszard Żądło, wciąż nie poczuwają się do zorganizowania prawdziwych, corocznych obchodów jednego z najdonioślejszych dla dziejów regionu wydarzenia. Dlaczego o powstańcach styczniowych władze pamiętają, a o pomordowanych insurekcjonistach z roku 1846 już nie ? Dlaczego polskie ofiary są (znowu) przez decydentów dzielone, na te warte stałej pamięci i te takiej pamięci niewarte ? Czy są jakieś racje, które usprawiedliwiają taki podział ?


Uważamy, że obchody powinny być organizowane wspólnie przez władze samorządowe Tarnowa i co najmniej kilku okolicznych powiatów a najlepiej także przez samorząd województwa i/lub wojewodę, przy jednoczesnym zaangażowaniu podlegającym im instytucji odpowiedzialnych za ochronę i popularyzację lokalnego dziedzictwa i współpracy z organizacjami pozarządowymi.



I znowu, jak co roku, wraca temat tzw. rabacyjnej Mogiły na Starym Cmentarzu. To w niej – zdaniem cenionego tarnowskiego regionalisty Bogusława A. Baczyńskiego, laureata Ryngrafu Niepodległości za rok 2018 – pochowanych zostało nawet dwieście ofiar krwawych zapustów, W wydanej w 2017 r. nakładem MBP w Tarnowie monografii pt. „Mogiła rabacyjna” pisze on m.in., że w Mogile nie pochowano tylko kilkudziesięciu, jak do tej pory sądzono (i taka ilość nazwisk wciąż widnieje na tablicy umieszczonej w prawym kącie Mogiły), ale aż 207 osób ! Ujawnia też, że pochowani tam zostali nie tylko pomordowani przez chłopów powstańcy, właściciele ziemscy i członkowie ich rodzin, duchowni, dzierżawcy, mandatariusze, oficjaliści, ekonomowie i pisarze dworscy, nauczyciele, robotnicy w majątkach, służący i inne niewinne ofiary, ale także kilku sprawców – aktywnych uczestników rabacji. Wciąż mamy nadzieję – piszą w swoim apelu Piotr Dżiża i Ryszard Żądło, że uda się taką aktualizację, wymagająca jednak – ze względu na swoją wielkość – całościowego przemyślenia koncepcji upamiętnienia ofiar w tym miejscu, doprowadzić do szczęśliwego finału przed rokiem 2026, czyli 180. rocznicą rzezi.



rabRabacja galicyjska, zwana też rabacją chłopską lub rzezią galicyjską wybuchła w nocy z 18 na 19 lutego 1846 roku i trwała do końca marca. Było to największe i najbardziej krwawe powstanie chłopskie na terenach zachodniej Galicji o charakterze antyszlacheckim i antypańszczyźnianym, na którego czele stanął chłop ze Smarzowej Jakub Szela. Chcąc osłabić siłę przygotowywanego przez polskich spiskowców powstania urzędnicy austriaccy w Galicji rozpuścili wśród chłopów plotkę, że szlachta planuje ataki na wsie i mordowanie ich mieszkańców. Na niektórych terenach podjudzeni chłopi ruszyli gromadnie na dwory, paląc je i mordując ich mieszkańców. Zbrojne gromady chłopów rabowały i niszczyły dwory (w cyrkule tarnowskim zagładzie uległo ponad 90% dworów) i w niezwykle bestialski sposób mordowały swoich dziedziców, m.in. odpiłowując im głowy. Austriacy wypłacali nawet nagrody pieniężne chłopom za głowy zamordowanych ziemian. Ponieważ za zabitego szlachcica płacono dwukrotnie więcej niż za rannego, wielu zabijano u progu budynku starostwa w centrum Tarnowa, gdzie zwożono rannych i pomordowanych. Zamordowano od 1200 do 3000 osób, niemal wyłącznie ziemian, urzędników dworskich i rządowych oraz kilkudziesięciu księży. Gdy powstanie krakowskie zostało stłumione i chłopi przestali być potrzebni Austriakom, wojsko przywróciło spokój. Jakub Szela został internowany, a następnie przesiedlony na Bukowinę. Pamięć o tym jednym z najfatalniejszych epizodów polskiej historii przetrwała w sztuce i literaturze, m in. w „Weselu” Stanisława Wyspiańskiego, gdzie Jakub Szela został przedstawiony jako Upiór.



Wszystko zaczęło się na trzy dni przed wybuchem powstania – Rabacji, Austriacy – dowiedziawszy się o rewolucyjnych planach Polaków – sprowokowali galicyjskie chłopstwo do wystąpienia przeciwko szlachcie. Pierwsze rozboje miały miejsce wieczorem 18 lutego 1846, a masowa napaść chłopów na magnackie dwory, a nawet kościoły, rozpoczęła się dzień później. Ofiary mordów zwożono do Tarnowa, gdzie starosta wypłacał pieniądze za zabitych – 10 złotych za głowę szlachcica.



Trwa wesele. Pośród zabawy, śmiechów i rozmów, gdzieś na boku Pan Młody zwraca się do Gospodarza: „Myśmy wszystko zapomnieli; mego dziadka piłą rżnęli… Myśmy wszystko zapomnieli.” Gospodarz, wydobywając zatarte przeszłe obrazy, odpowiada półszeptem: „Mego ojca gdzieś zadźgali, gdzieś zatłukli, spopychali, kijakami, motykami; krwawiącego przez lód gnali… Myśmy wszystko zapomnieli.” Wesele to odbyło się rzeczywiście, ale czy Gospodarz z Panem Młodym wracali wspomnieniami do straszliwych wydarzeń z 1846 roku? Stanisław Wyspiański, pisząc „Wesele” ponad pół wieku po wydarzeniach rabacji chłopskiej, jedną z postaci swego dramatu uczynił Jakuba Szelę – pamięć o rzezi galicyjskiej była wciąż żywa, tak dla autora, jak i jego bohaterów.


rszelaJakub Szela urodził się w Smarzowej 15 lipca 1787 roku. Data śmierci Szeli nie jest znana i jak podają różne źródła historyczne zmarł pomiędzy 1862 – 1866 rokiem w małej wsi na rumuńskiej Bukowinie. Wiadomo, że pochodził z wieloletniej rodziny zamożnych, podjasielskich chłopów. Po przejęciu przez starszego brata Kazimierza ojcowizny, został cieślą i kołodziejem. Podobno nie służył w wojsku, bo odrąbał sobie dwa palce lewej ręki, chociaż z opowieści osób, które znały Szelę wynika, że swój autorytet zbudował głównie na wojskowej przeszłości. Pierwsze małżeństwo, poprzez posag w postaci małego gospodarstwa, uczyniło z Szeli rolnika. Żona, Róża Chodórzanka zmarła, lub jak podają niektórzy, została zamordowana przez Jakuba, pozostawiła jednego syna Stanisława, późniejszego „pułkownika chłopskiego” w czerniawach” (oddziałach) ojca. Drugą żoną Jakuba była Salomea Niewiarowska, z którą miał dwoje dzieci, ale czy ostatnią?



Pierwsze wzmianki urzędowe o Jakubie Szeli pochodzą z lat dwudziestych i pokazują blisko trzydziestoletnią walkę z właścicielami Smarzowej Boguszami, którzy zasłynęli ze swojej srogości i bezlitosnego traktowania poddanych chłopów, wędrówkach po wszystkich urzędach austryjackich, od Krakowa po Lwów, a także upokorzenia jakie spotykały Szelę ze strony szlachty – za wyjazd z chłopską petycją do Lwowa, w pierwszy dzień 1833 roku został przykuty łańcuchami w kościele i wystawiony na publiczne pohańbienie. Niepotwierdzone informacje podają, że Szela posłował aż do Wiednia, gdzie miał się spotkać z samym arcyksięciem Karolem, a inna plotka podaje, że z cesarzem Ferdynandem Dobrotliwym. Legenda jaka się tworzyła wokół Jakuba przerastała często swoje czasy.

 

Sprytny starosta tarnowski Józef Breinl von Wllenstern wykorzystał znaczenie Szeli wśród chłopstwa i umocnił go, nadając pełne prawo do formowania przyszłych zbrojnych oddziałów i szerzenia wśród nich zagrożenia wynikającego ze strony szykującej się do buntu szlachty. Szela prowadził spotkania po wsiach i pod nakazem milczenia wyznaczał na przyszłych dowódców ludzi, wśród których nie brakowało kryminalistów i pospolitych przestępców. Do tej roli zaangażował też swojego syna Staszka Szelę. Planował całą dynamikę zbrodni i wyznaczał miejsca do napadów, chwaląc się przy tym i podpierając dokumentami mającymi niby przekazywać Szeli specjalne rozkazy od samego cesarza, w których miał jakoby mieć zapewnione 24 godziny wolnej ręki na rozprawieniem się ze zbuntowaną szlachtą. Hasłem jego gromad były słowa „Bóg i cesarz”.

 

Nieszczęśliwie rabacja wywołana przez Szelę zbiegła się z wybuchem Powstania Krakowskiego i sprowadziła na Galicję niespotykane dotąd rzezie i pogromy. Powstanie Krakowskie wybuchło 18 lutego i w tym samym dniu starosta Breinl zwołał do Tarnowa przedstawicieli chłopskich na naradę. Po tym spotkaniu Szela powrócił do Smarzowej już jako plenipotent władzy i wydał rozkazy do buntu. Pierwsza czerniawa pod dowództwem Jakuba Szeli zrobiła błyskawiczne zaciągi, przechodząc przez okoliczne wsie i zbierając wszystkich zdolnych do walki. Opornych bito, a nawet zabijano. Chłopi chętnie przystępowali do czerniawy, zwabieni wielkością przyszłych łupów i możliwością zarobienia na rzezi – starosta obiecał zapłacić za każdego zabitego, rannego i żywego szlachcica odstawionego do cyrkułu. Szela zorganizował trzy czerniawy, które okazały się potężnymi oddziałami dobrze uzbrojonych chłopów. Jednej z nich przewodził Szela, drugiej Koryga, a trzeciej Szydłowski. Koryga mordował i rabował na odcinku pomiędzy Bochnią, Dąbrową i Tarnowem. Szela w okolicach Pilzna, Ropczyc, Dębicy i Mielca, do samego Rzeszowa i Brzostka.

 

rabacjaSkala zbrodni była tak wielka, że poruszyła całą Europę. Niewątpliwym ułatwieniem dla rezunów Szeli było gromadzenie się szlachty na wieść o wybuchu Powstania Krakowskiego, co sprawiło, że mordowano całe grupy powstańcze. Ciała zwożono do Tarnowa i w oczekiwaniu na obiecaną zapłatę, gromadzono na placu Sobieskiego i w piwnicach kamienicy Bracha. Sam Szela, według niektórych historyków, nie brał bezpośredniego udziału w zbrodniach, a jedynie dowodził i pobierał dziesięcinę od zrabowanych łupów.

 

Rabacja trwała zaledwie dwa dni, ale zebrała krwawe żniwo w postaci ok. dwóch tysięcy zabitych i wiele setek rannych, spustoszono 470 dworów szlacheckich. Po zakończeniu rzezi – ponoć Szela sam wydał rozkaz, ponieważ miał być związany słowem honoru z cesarzem na 24 godziny wolnej ręki – dotychczasowy okrutnik i zbrodniarz zamienia się w typowego wodza narodu. Ogłasza nowe rozkazy, które zabraniają chłopom odrabiania pańszczyzny, powołuje swój prowizoryczny rząd, wydaje instrukcje powołujące chłopskie straże i śle w imieniu gmin do Wiednia petycje o nadanie chłopom większych swobód. Szela nie domyślał się, że będąc narzędziem w ręku starosty Breinla spełnił już swoją rolę i powinien powrócić do pierwotnego stanu. Rozsierdzony poczynaniami Szeli starosta nakazuje aresztować niepokornego buntownika i zamknąć go w tarnowskim cyrkule. Niedawny przyjaciel i zleceniodawca rzezi, stał się pogromcą swojego wykonawcy. Jakub Szela wyszedł z więzienia po niecałych dwóch latach i został przeniesiony z rodziną na Bukowinę, gdzie zmarł w zapomnieniu, w bliżej nieokreślonym roku.



„Znaczniejsze pomiędzy miastami galicyjskimi co do liczby mieszkańców, siedziba biskupstwa i władz rządowych, stał się głośnym w roku 1846, bo przypadkowo dostał jako starostę, w czasach kiedy obcokrajowcami wszystkie prawie obsadzane były urzędy, człowieka bez serca, sumienia i poczucia ludzkiego, Breinla von Wallerstern, który przesadzając w gorliwości, wyobrażając sobie, że rządowi wielką odda usługę, posługiwał się niedojrzałem politycznie i za mało umoralnionem chłopstwem, przeciw ruchowi, o którym bardzo dobrze rząd we Lwowie jak i pan starosta tarnowski byli poinformowani”–pisał ksiądz Stefan Dembiński o Tarnowie roku 1846. W tym czasie Tarnów, jedno z większych miast Galicji wchodzącej w skład zaboru austriackiego, mieścił siedzibę starostwa, którego urzędnicy odegrali niechlubną rolę w podburzeniu chłopów okolicznych wsi i de facto wzniecając to, co później nazwano „galicyjską rzezią”, skierowaną przeciwko, mówiąc ogólnie, posiadaczom ziemskim. Dopuścili się zresztą znacznie gorszych czynów…

 

Dlaczego austriackim urzędnikom zależało na wywołaniu rozruchów pośród mieszkańców galicyjskich wsi? Począwszy od schyłku roku 1845, w kręgach galicyjskich działaczy niepodległościowych kiełkowała myśl o wznieceniu kolejnego, antyaustriackiego powstania. Z końcem lutego 1846 roku w Krakowie powołano nawet Rząd Narodowy Rzeczypospolitej Polskiej. Ideolodzy ruchu planowali poprzeć swoje plany siłą chłopów–ich udział miałby wymiar powszechny i oznaczałby zaangażowanie wszystkich warstw narodu w walce o wolność. Pomoc chłopów nie miała- by zresztą być zupełnie bezinteresowna. Rząd Narodowy RP obiecywał bowiem uwłaszczenie, podział ziemi oraz utworzenie warsztatów narodowych.



O nastrojach przedpowstańczych pisał Antoni Tessarczyk: „Już na samym początku 1846 r. tak opowiada P. Lesiecki, brzemienne chmury politycznej burzy zbierały się w obwodzie tarnowskim, szczególniej od północnej strony. Mówiono nawet o komunistycznych dążnościach, mających na celu całą masę polskiej ludności rozjątrzyć, a pogłoski niespokoiły umysły. Nikt nie wiedział co rzeczywiście się dzieje, wszyscy oczekiwali powstania, a każdy do jego tajemnic był przypuszczony, wyjąwszy osoby nie myślące o niczem więcej jak o gospodarstwie lub rozrywkach polowania.”

 

Wszelkie plany spaliły jednak na panewce. Ziemianin Henryk Poniński, wtajemniczony w prace przygotowawcze powstania, sporządził 40-stronicowy donos, w którym zawarł nazwiska wszystkich przywódców, w tym członków Rządu Narodowego, których ujęła pruska policja. Podobne sytuacje miały miejsce w Galicji. Na domiar złego, prawie nikt z organizatorów powstania nie podjął na szeroką skalę akcji informującej chłopów o planach rezurekcji, o potrzebie w niej ich udziału, o obietnicy uwłaszczenia i zniesienia pańszczyźnianych obciążeń. Sytuację postanowiły sprytnie wykorzystać austriackie władze. Podawane informacje padały na podatny grunt nie- zadowolenia chłopów związanego z obciążeniami na rzecz „panów”. Wieści donosiły, że owi „panowie” szykują się zbrojnie, aby „wybić” chłopów! Że wyzysk i krzywdę trzeba wreszcie skończyć. Zdawać by się mogło, że nikt nie uwierzy w chęć „wybijania” chłopów, bo – mówiąc brutalnie – kto by wówczas tę pańszczyznę odrabiał?

 

Fakty pozostają jednak faktami – niespodziewanie sprawnie i szybko zorganizowały się we wsiach galicyjskich grupy chłopów gotowych do działania. Pojawili się samozwańczy przywódcy (takim był Jakub Szela),którzy poprowadzili wzburzone tłumy: „Czerniawa należąca do rabacji szła od wsi do wsi i wszędzie zabierała chłopów ze sobą i w ten sposób tworzyła się coraz większa banda, a jakby nie chciał kto z nimi iść, to bili i zabijali. Ale w każdej wsi było dosyć takich, co chętnie do nich przystawali: jedni dla rabunku, inni chowali różne zemsty za pańszczyznę, a z resztą zrobiła swoje wódka.”



Powstanie, które przeszło do historii pod nazwą krakowskiego, wybuchło pomimo marnego przygotowania, aresztowań i braku poparcia chłopów. Kiedy 21 lutego 1846 roku na ulicach Krakowa padły pierwsze strzały, kilkadziesiąt kilometrów na wschód, od kilkunastu godzin trwało piekło. Powstańcy nie mieli początkowo świadomości, co dzieje się w tarnowskim i okolicach. A chyba nikt, łącznie z inspiratorami wydarzeń, austriackimi urzędnikami, nie podejrzewał, że sprawy zajdą tak daleko, że jedynym adekwatnym określeniem na to, co działo się od 18 lutego 1846 roku w Galicji, będzie rzeź.

 

Jako jedno z pierwszych na ziemi tarnowskiej zostało zaatakowane domostwo państwa Wolskich. „Zdarto z niej suknię i obnażoną, powrozami pokrępowaną, rzucono na ziemię. W tym stanie zostawała znaczny przeciąg czasu, wystawiana na najohydniejsze naigrywania, śmiechy i szyderstwa. Poczem kłuli jej ciało widłami i osękami, póki wśród takich męczarni życia nie zakończyła” – opisuje A. Tessarczyk los pani Wolskiej, po czym dodaje, co spotkało jej męża: „Było to pod lasem na przeciw kuźni kowala, między Tarnowem i Pilznem, gdzie bity pięściami, tłuczony cepami, kłuty widłami, splwany, spoliczkowany wśród okropnych męczarni życie zakończył.”

 

W ciągu kilku dni uzbrojone w gospodarskie narzędzia bandy zniszczyły i ograbiły ponad pół tysiąca dworów. Nie szczędzono ich mieszkańców. W samym cyrkule tarnowskim unicestwione zostało 90 proc. domostw ziemiańskich.
Wróćmy na koniec do tarnowskiego starosty, Breinla von Wallerstern. Pośród podburzonych chłopów rozniosła się wieść, że starosta płaci 5 złotych reńskich za pojmanego szlachcica, a 10 złotych – za zabitego. „W jeden dzień zwieziono przed tarnowski urząd 146 trupów, zmasakrowanych tak straszliwie, że zidentyfikowano tylko 30 ciał. Starosta zaprzeczał później, jakoby płacił za morderstwa, choć przyznał, że rozdał chłopom 4000 zł „w nagrodę za wierność cesarzowi”.

 

Kiedy powstanie krakowskie upadło, „wierni cesarzowi” chłopi zostali spacyfikowani przez siły austriackie. Pańszczyzna wróciła. Zniesiono ją dwa lata później – po „Wiośnie Ludów”.

 

Autor: Ryszard Zaprzałka redaktor Tarnowskiego Kuriera Kulturalnego - korzystał m.in. z opracowań Jerzego Reutera.

 

Odsłony: 266