Przejście do firmy KM-Net

SKO

Pijemy od zawsze

 

trzezwoscZe zjawiskiem obrotu alkoholem na ziemiach polskich wiąże się problem tzw. propinacji - wyłącznego prawa pana do produkcji i sprzedaży trunków chłopom zamieszkującym w obrębie jego dóbr oraz obowiązek kupowania przez chłopów określonych z góry, a zazwyczaj nadmiernych ilości alkoholu w pańskiej karczmie. W XVI wieku i następnych stuleciach feudalny przymus propinacji rozwinął się w całej pełni. W wielu dobrach za jedno z cięższych przestępstw uważane było korzystanie z "cudzej karczmy". Chłop, który z "uszczerbkiem pańskiej intraty" korzystał z usług karczmy nienależącej do jego pana, otrzymywał porcję plag lub był osadzony w dybach lub gąsiorze. Dworskie browary zaczęły zyskiwać większe znaczenie w XVI wieku. Jednocześnie szlachta zaczęła ograniczać sprzedaż piwa miejskiego. Ten trunek był bardzo popularny nie tylko wśród męskiej populacji. Znane są historyczne zapiski uchwał miejskich zakazujących spożywania piwa przez kobiety będące w ciąży.

Dworskie piwo i gorzałka były zwykle gorszego gatunku i dlatego w wielu dobrach utrwalił się zwyczaj zezwalania poddanym na nabywanie dobrego alkoholu z okazji wesel, chrzcin, pogrzebów lub choroby. Chłopi, którzy nie przestrzegali tych zasad, podlegali surowym karom cielesnym i pieniężnym. Bywało, że właściciele dóbr określali ilości napojów alkoholowych, które każdy poddany musiał nabyć w dworskiej karczmie. W 1836 roku czynnych było w Galicji 4981 gorzelni, produkcja przekroczyła 600 tysięcy hektolitrów spirytusu stuprocentowego i wynosiła ponad 50% produkcji w całym państwie austro-węgierskim. W XIX wieku stopniowo ograniczano i znoszono propinację. Oficjalnie zniesiono ją w zaborze pruskim w 1845 roku, w Galicji w 1889 roku, w zaborze rosyjskim w 1898 roku. W praktyce na niektórych terenach propinacja zachowała się do początków XX wieku, zwłaszcza w Galicji. Na początku naszego stulecia odnotowano tendencję spadkową konsumpcji alkoholu: przeciętne spożycie w 1900 roku wynosiło na głowę 5.2 litra, a w 1901 - 4.7 litra. Niektórzy jednak wyrażali nieufność do ówczesnych statystyk. Podkreślano, że Polacy wypijali mnóstwo piwa dobrych marek oraz sporo gatunkowych wódek w zakładach gastronomicznych, ale znaczna ilość alkoholu spożywana była w pokątnych melinach.

 

II RP

 

Państwowy Monopol Spirytusowy nie był wynalazkiem, jak się niektórym wydaje, PRL-u, ale powstał zaraz po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 roku. W II RP wódczany monopol spełniał do pewnego stopnia, nałożoną mu rolę regulatora spożycia napojów alkoholowych. Państwo dostarczało spirytusu prywatnym gorzelniom, które produkowały na ogół dobrej klasy wyroby wódczane, a konsekwencja tego był fakt, że wódka tania nie była i należała do produktów luksusowych. Pijaństwu to rzecz jasna nie zapobiegało, wszak Polacy to zdolny naród i swoje „domowe sposoby produkcji” znane u nas są nie od dzisiaj. W latach 30 – tych XX wieku w nielegalnym gorzelnictwie ("bimbrownictwie"), w przedziale od 1931 do 1936 roku, ujawniano co rok od 3 do 5 tysiąca nielegalnych bimbrowni. Statystycznie jednak w okresie międzywojennym spożycie alkoholu utrzymywało się w Polsce w europejskiej skali normalności. Pod koniec lat 30 – tych ubiegłego wieku przeciętny dorosły polski obywatel wypijał rocznie 1,5 litra „państwowego” spirytusu – dzisiaj Polak pije rocznie statystycznie prawie 8 razy więcej niż przed wojną.

 

Okupacja niemiecka

 

Blisko sześcioletnia okupacja Polski przez hitlerowców z pewnością przyczyniła się do rozpowszechnienia picia. Niemcy starali się zrobić wszystko, by dosłownie zalać Polskę wódką. Najlepszym tego dowodem jest fakt, że w ciągu blisko sześciu lat okupacji spożycie alkoholu wzrosło kilkukrotnie, do pięciu litrów na głowę po 1939 roku. Niedługo po wkroczeniu do Polski Niemcy rozpoczęli produkcję znanej także dziś "Wyborowej", która rzecz jasna pod względem jakości odbiegała ona znacznie od przedwojennego trunku - słynnej już wówczas na całym świecie - poznańskiej marki. Do stosowanych przez okupanta środków - tyleż perfidnych, co skutecznych - należało wypłacanie należności za odstawiane przez ludność wiejską kontyngenty żywnościowe spirytusem bądź wódką. Swego rodzaju ciekawostka może być fakt, że na Podhalu produkowano do tego celu od 1940 roku bardzo mocną, 75-procentową wódkę "Tatrafeuer", której produkcję wstrzymano po roku, gdyż zdaniem władz okupacyjnych bardziej niż Polakom szkodziła Niemcom, którzy często po nią sięgali mimo licznych ostrzeżeń. Okupacja przyczyniła się też do rozwinięcia zakonspirowanego tajnego gorzelnictwa nie tylko na wsi, ale i w mieście. Władze niemieckie, mimo, że oficjalnie bimbrownictwa nie popierały, to na produkcję samogonu przymykały oko. Znamienna była tolerancja okupanta dla przypadków pijaństwa: podobno w czasie łapanek usuwano pijanych, a niekiedy udających pijanych. Politykę rozpijania najbardziej wprost wyraził SS Jurgen Stroop w rozmowie z Kazimierzem Moczarskim: "Dlaczego Ukraińcom nie dać wódki, jeżeli jej tak pożądają [...]. Jeżeli wódka, mocna wódka, byłaby tania i wszędzie do nabycia, to Ukraińcy byliby wam wdzięczni [...]. Należałoby otworzyć specjalne sklepy monopolowe, gdzie sprzedawano by o każdej porze i po niskiej cenie mocne alkohole, ale tylko za dostarczaną makulaturę książkową i gazetową". Polskie Państwo Podziemne podejmowało kroki zmierzające do przeciwdziałania polityce okupanta. Armia Krajowa przeprowadziła wiele akcji rozbijania gorzelni, niszczenia bimbrowni, itp. Jako przykład niech posłuży rozkaz dowódcy Okręgu Warszawskiego AK, generała Chruściela „Montera”, w którym "zakazał wszelkiego użycia alkoholu przy pełnieniu funkcji organizacyjnych lub urzędowych. Osoba używająca alkoholu podczas służby powinna być zawieszona w pełnieniu funkcji, a w razie stwierdzenia stanu pijaństwa ma być usunięta z piastowanego stanowiska na stałe". Najsurowiej karano żołnierzy, którzy dopuszczali się pijackich wybryków czy przejawiali nawet najmniejsze oznaki nietrzeźwości. Nagany, dodatkowe warty, hańbiący zakaz noszenia pasa głównego czy trwające czasem kilka godzin "stójki pod karabinem" - to tylko niektóre z form dyscyplinowania żołnierzy AK sięgających po alkohol. W przypadkach rażącego naruszenia obowiązujących norm i zasad stosowano sądy polowe, niekiedy karząc śmiercią. Taki los spotkał Ryszarda Ambruza (ps. "Ryś"), który pod wpływem alkoholu zastrzelił konia gospodarzowi, u którego gościł z akowskim oddziałem, a podczas przeprawy przez rzekę postrzelił w rękę przewodnika. W czasie wieczerzy wigilijnej 1943 roku zagroził odebraniem życia mjr Zygmuntowi Szendzielarzowi (ps. "Łupaszko"), dowódcy 5. Wileńskiej Brygady AK zwanej "Brygadą Śmierci". Jeszcze tej samej nocy decyzją mjr "Łupaszki" "Ryś" postawiony został przed sądem polowym, który po całonocnej rozprawie skazał "Rysia" na śmierć. Wyrok przez rozstrzelanie wykonano nieopodal wsi Pracuty.

 

PRL

 

Po wojnie państwo przejęło całość produkcji napojów alkoholowych, likwidując prywatne gorzelnie. Zgodnie z komunistyczną doktryną produkcję spirytusu potraktowano jako obszar strategiczny, na którym ludowe państwo pełni rolę monopolisty. Równolegle rozpoczęto szeroko nagłośnioną walkę z bimbrownictwem, które przybrało masowy rozmiar w dobie niemieckiej okupacji. Bimbrownictwo zwalczano bardziej z powodów ideologicznych niż gospodarczych, gdyż nie mogło ono stanowić realnej konkurencji dla państwowego monopolu. Tuż po wojnie statystyczne spożycie alkoholu wynosiło ono niewiele ponad 2 litry na głowę dorosłego obywatela, jednak do 1956 roku odsetek ten podskoczył do poziomu 3,2 litra. W 1965 roku statystyczny, dorosły Polak wypijał już 4,1 litra, a zaledwie pięć lat później już 5,1 litra na głowę. Oficjalnie PRL walczyła z alkoholizmem. Prowadzono antyalkoholowe kampanie propagandowe, uruchomiono sieć ośrodków terapeutycznych, tzw. odwykówek, a nawet wprowadzono oryginalny środkowoeuropejski wynalazek w postaci izb wytrzeźwień. W większości były to tylko działania pozorne. Gospodarka PRL-u była gospodarką chronicznego niedoboru podstawowych towarów konsumpcji. W tej sytuacji ludność, niewierząca w sens oszczędzania w państwie tzw. realnego socjalizmu, nadwyżki zarobionej gotówki lokowała w zakupach butelek z popularnymi wówczas naklejkami „z kłosem” lub innym „czerwonym nadrukiem”. W dekadzie „socjalistycznego dobrobytu” pod rządami Edwarda Gierka Polacy co prawda przynajmniej na początku mieli już co kupować, ale model towarzyskiego przymusu picia nakłaniał ich do równoległego zwiększania nakładów na alkohol. U schyłku dekady Gierka, latem 1980 roku, komitety strajkowe rodzącej się „Solidarności” wprowadziły na terenie zakładów, obok Mszy świętych z udziałem robotników, bezwzględną prohibicję. Załogi (owi rozpici robole, jak przedstawiali ich partyjni aparatczycy) karnie się temu zarządzeniu podporządkowały. Duch trzeźwości powiał wtedy nad całym narodem. Odbiło to się na realnym spadku spożycia, zmalała też liczba przestępczych incydentów z udziałem osób pijanych. Generał Jaruzelski, dławiąc w rok później „Solidarność”, postanowił po swojemu rozprawić się z polskim alkoholizmem. Wprowadził kartki na wódkę, mocno ograniczył też liczbę punktów sprzedaży. W Polsce Jaruzelskiego nie wolno było handlować alkoholem przed godziną 13.00. Wszystkie te zabiegi, choć pozornie zdecydowane, a nawet drastyczne, okazały się nieskuteczne, podobnie jak nieskuteczną była wcześniejsza „walka” z alkoholizmem za pomocą krzykliwych plakatów i sieci izb wytrzeźwień. Ludzie, którym odebrano nadzieję życia w wolnym kraju, wrócili do pijaństwa. Niedobór etanolu, dostarczanego limitowaną drogą oficjalną, uzupełniano poprzez niebywały rozwój nielegalnej produkcji prywatnej (z imponującą liczbą ponad 150 tysięcy bimbrowni w połowie lat 80). W 1989 roku statystyczne spożycie spirytusu per capita dorosłego Polaka osiągnęło już, nienotowany wcześniej, poziom 8,6 litra. Po raz kolejny okazało się, że klucz do rozwiązania problemu społecznego alkoholizmu leży nie w dostępności towarów, nie w takich czy innych zarobkach, lecz w sercu człowieka. Kiedy temu sercu nie daje się odpowiedniego pokarmu, ręka sięga po butelkę.

 

III RP

 

Odzyskanie wolności w 1989 roku potwierdziło ten mechanizm. Po relatywnym spadku poziomu pijaństwa w pierwszych, wypełnionych nadzieją latach III RP, obserwujemy nadal jego stopniowy wzrost. Na świecie spada spożycie alkoholu. Mniej piją Niemcy, Włosi, Francuzi, a także Rosjanie. Inaczej jest w Polsce mimo, że mamy ustawę uchwaloną 26 października 1982 roku o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi, działa u nas Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, w każdej gminie obowiązkowo funkcjonują komisje rozwiązywania problemów alkoholowych, a nawet mamy Narodowy Program Zdrowia. W 2005 roku na głowę wypijaliśmy statystycznie 9,5 litra czystego alkoholu rocznie. - W 2017 roku, w przedziale wiekowym powyżej 15. roku życia wypada nam na głowę już ponad 11 litrów czystego alkoholu rocznie, a teraz zbliżamy się do granicy 12 litrów. To są ogromne ilości - podkreśla Krzysztof Brzózka, dyrektor Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Eksperci przypominają, że alarm podnosili już, gdy piliśmy 8 litrów na głowę. Teraz alarmują, że jesteśmy bliscy przekroczenia granicy, za którą rozpoczyna się degradacja społeczna. Zdaniem Krzysztofa Brzózki, żeby temu zaradzić, należy zamknąć aż 80 proc. punktów sprzedaży alkoholu. Dodatkowo należy podjąć decyzję o wzroście cen. Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych od lat przekonuje do wprowadzanie zakazu sprzedaży małych butelek, tzw. „małpek”, które kuszą klientów, bo są tanie i poręczne.

 

Kościół przeciw pijaństwu

 

Od 1984 roku, gdy biskupi zebrani na 201. Konferencji Plenarnej Episkopatu Polski, po raz pierwszy wezwali Naród do powstrzymania się od spożywania wszelkich napojów alkoholowych. Sierpień został wybrany jako miesiąc szczególnie poświęcony Maryi oraz miesiąc ważnych rocznic patriotycznych. W dniu 26 sierpnia 1956 roku w święto Matki Bożej Częstochowskiej, w dzień odnowienia Jasnogórskich Ślubów Narodu jedno z przyrzeczeń brzmiało: „Przyrzekamy wypowiedzieć walkę lenistwu i lekkomyślności, marnotrawstwu, pijaństwu, rozwiązłości”. Szczególnym znakiem skuteczności sierpnia była niechęć władz komunistycznych, które w tym czasie stosowały obniżkę cen alkoholu. Wiele się w Polsce zmieniło od tego czasu, ale niestety w kwestii spożycia alkoholu sytuacja ulega stopniowemu pogorszeniu. Ksiądz kanonik Zbigniew Kaniecki - członek Zespołu KEP ds. Apostolstwa Trzeźwości, kierownik Ośrodka Trzeźwości Diecezji Płockiej w Płocku-Trzepowie przekonuje, że nie powinno używać się określenia „miesiąc trzeźwości”, ale miesiąc abstynencji. W miesiącu tym wierni rezygnują z picia alkoholu ze względu na pamięć o bohaterach narodowych (w sierpniu obchodzonych jest wiele rocznic związanych z powstaniami narodowymi), ale też solidaryzują się z wieloma pielgrzymami. Stąd też zachęta do podjęcia choćby miesięcznej abstynencji. Abstynencja jest rodzajem postu czyli dobrowolnego wyrzeczenia się rzeczy dozwolonej, lecz której nadużywanie może prowadzić do nałogów i grzechu nieumiarkowania. W tym duchu odczytujemy tegoroczny Apel Przewodniczącego Zespołu Konferencji Episkopatu Polski ds. Apostolstwa Trzeźwości i Osób Uzależnionych:
Tegoroczny sierpień pragniemy przeżyć w duchu wdzięczności Bogu za setną rocznicę Bitwy Warszawskiej, zwanej Cudem nad Wisłą, dzięki której Polska zachowała niepodległość, a jednocześnie uratowała Europę przed bolszewicką bezbożną ideologią. Pamięć o zwycięzcach z 1920 roku to nasz patriotyczny obowiązek, a także powód do dumy i do gorliwej walki zwadami narodowymi i z tym wszystkim, co osłabia Polskę – mówi w apelu bp Tadeusz Bronakowski, przewodniczący Zespołu Konferencji Episkopatu Polski ds. Apostolstwa Trzeźwości i Osób Uzależnionych i dodaje - Spożywanie alkoholu osłabia znacząco kondycję zdrowotną Narodu. Związane jest z ponad dwustu chorobami, w tym także nowotworowymi. Nadmierne spożywanie alkoholu skraca życie średnio o 16-20 lat. W ciągu roku, przez legalnie sprzedawany alkohol, umiera kilkanaście tysięcy Polaków. Wielu naszych rodaków znajduje się na skraju życiowej przepaści. Nie wolno nam milczeć, gdy bliźni, nadużywając alkoholu, dręczą siebie i bliskich, grzeszą i narażają się na wieczne potępienie.

 

W artykule wykorzystałem informacje: fragmenty Apelu ks. bpa Tadeusza Bronakowskiego, oraz fragmenty tekstów autorstwa; D. Fikus, Pseudonim "Łupaszka". Z dziejów V Wileńskiej Brygady Śmierci i mobilizacji Ośrodka Wileńskiego Okręgu AK, Deon, Przewodnik katolicki, Jacek Borkowicz, Wojciech Kołodziej. Grafika; http://www.parafia-gorzanka.pl/trzezwosc/trzezwosc-g.html

 

Partner zakliczyninfo

TKK

 

Warto zobaczyć

Archiwum

Rozlicz PIT Online z PITax.pl dla OPP.
Projekt realizujemy we współpracy z IWOP.

© Oficjalny Portal Internetowy Głosiciela. Wszelkie prawa zastrzeżone.